Etiopski Netflix


Rozbawił mnie ostatnio etiopski Netflix.

Odwiedzając znajomą (w Addis Abebie) odpaliłem folder z filmami na jej laptopie. A tam ze 100 pozycji i prawie same nowości. Zaciekawiony pytam zatem skąd to ma, skoro w Etiopii na ogół taki gówniany Internet. „From the corner boys”.
Czytaj dalej

Rasizm ASAP

Kapsztad, styczeń 2016.

Około 30-letni czarnoskóry mężczyzna, siedząc przy nakrytym białym obrusem stoliku restauracji na ostatnim piętrze hotelu Ritz, wpatrywał się przez okno w malownicze wybrzeże Zatoki Stołowej. Miał splecione dłonie, dobrze skrojony, szary garnitur, ciemne okulary i wystający ponad krawędź mankietu srebrny zegarek Vacheron Constantin.

– Panie Zuma, pański gość przybył – rzekła cicho kelnerka wychylając się zza oddzielającego stolik od reszty restauracji parawanu.

– Tak, tak, proszę – odpowiedział chłopak wstając – Namaste! – dorzucił z uśmiechem gdy za parawanem pojawił się otyły mężczyzna o wyglądzie Hindusa, w jasnym garniturze, z gęstymi wąsami i złotą bransoletą na nadgarstku.

– Cześć Duduzane – odrzekł przybysz, po czym mężczyźni uścisnęli sobie serdecznie dłonie całując się w policzek i zasiedli do stolika.

– Spotkałeś się z Londyńczykami? – od razu przeszedł do rzeczy Hindus sięgając do stojącego na środku stołu koszyka po pieczywo.

– Tak, wszystko załatwione. Zgodzili się na kampanię tak jak rozmawialiśmy. Mają też wiele własnych pomysłów do wykorzystania, no i sporo doświadczenia. Ten stary podobno doradzał de Klerkowi – odpowiedział entuzjastycznie czarnoskóry.

– Ile? – rzucił krótko mężczyzna w jasnym garniturze rozsmarowując szybkimi ruchami masło po pieczywie.

– Nie są tani. 100 tysięcy funtów miesięcznie. Czytaj dalej

Polinezja krakowska


(Tym wpisem rozpoczynam cykl „Oceania” pod którym będę publikował opowiadania i anegdoty zebrane w kilkumiesięcznej tułaczce po południowym Pacyfiku, a podczas której udało mi się odwiedzić większość krajów tego fascynującego regionu)

1,5 roku temu udało mi się zjechać większość krajów Oceanii (z czego będzie jeszcze wiele opowiadań i anegdot). Do dziś pamiętam, co dało się wtedy często usłyszeć przemierzając autostopem wyspy Polinezji Francuskiej. Czytaj dalej

Dom bin Ladena


Poszukując ambasady jednego z państw w stolicy Sudanu natrafiłem na… dom bin Ladena.

Stojąc przed jedną z posiadłości w Al Riyadh, willowej dzielnicy w centrum Chartumu, próbuję odczytać jak zwykle źle podane koordynaty na lokalnych mapach.

– On już tu dawno nie mieszka, he he he – zagaduje stojący niopodal facet.
– Kto? Ambasador Erytrei?
– Jaki ambasador? Usama!
– Jaki Usama?! Czytaj dalej

Afia z Takoradi

Tłum, smród, zaduch, ścieki, otwarty system kanalizacyjny. To nie opis sesji plenarnej Sejmu RP ale Akra, stolica Ghany, do której wybrałem się pewnego razu aby pozałatwiać kilka spraw.

Na miejscu gości mnie Ali, znajomy znajomego. Ustawiamy się wieczorem przy Zongo Junction, centralnym skrzyżowaniu „dzielnicy” o tej samej nazwie. Zongo to specyficzna formacja w Afryce Zachodniej. Pod tym krótkim słowem kryje się opis rozległego skupiska ludności, ale też wyjątkowej mieszanki kultur, a podobno i stan umysłu. Zongo to fawela, bezkresne morze klitek i chałupek, do których ściągają imigranci przede wszystkim z obszaru Sahelu: Burkiny Faso, Nigru, Mali, nawet Czadu, ale też z trzech najbiedniejszych regionów północnej Ghany. Tysiące osób wędruje tutaj w poszukiwaniu lepszego jutra, opuszczając swoje rodzime pustynne okolice. Przyklejone do największych miast, strukturą przypominają paryskie getta. Ludzi zamieszkujących Zongo łączy nie pochodzenie etniczne, ale sam fakt bycia „Zongijczykiem”, osobą zamieszkującą to miejsce. Największy odsetek stanowią muzułmanie (w przeciwieństwie do w większości chrześcijańskiej reszty Ghany), a lingua franca jest tutaj hausa, język pochodzący z pogranicza Nigru i Nigerii, a nie angielski czy też najbardziej popularny w reszcie kraju twi (akan). Jeśli emigrując do Ghany nie możesz odnaleźć się pośród jednej z kilkudziesięciu grup etnicznych, religii i ponad 80 języków, to zapraszamy do Zongo. Czytaj dalej

Uderzyłem kobietę a.k.a. Żebraczka dziesioniara


Któregoś weekendu wybrałem się ze znajomą do Hawassy, kurortu nad jeziorem w południowej Etiopii. Taki afrykański Sopot o budżecie Grajewa (a i tak windowanym inwestycjami Haile Gebrselassiego).

Jedyny białas wieczorem w mieście od razu wzbudza zainteresowanie, pojawiają się komentarze ale ja i tak ich nie rozumiem a znajoma ma je w dupie.  Czytaj dalej

Raban w dżungli

Nowy Jork, 1973.

W kłębach papierosowego dymu gęsto wypełniającego pomieszczenie odbijało się kolorowe światło zawieszonej nad barem neonowej reklamy piwa Coors Banquet, oraz małego kineskopu pokazującego powtórki wczorajszego meczu Knicksów. Siedzący na barowym stołku czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku, z nastroszoną fryzurą i garniturze w pstrokaty szlaczek, poruszając rytmicznie nogą spoglądał w blask telewizora. Tak naprawdę nie skupiał uwagi na meczu, a jego myśli wędrowały zupełnie gdzie indziej. Przed nim, na białych serwetkach stały dwie szklaneczki wypełnione bursztynowym Southern Comfort.

– Nikt mnie tu nie może z tobą zobaczyć – rzekł biały mężczyzna w podobnym wieku, przed chwilą wchodząc do baru, rozglądając się dyskretnie na boki, i szybkim krokiem podchodząc do towarzysza. Czytaj dalej

Ukryty głód

Addis Abeba, wrzesień 1974.

Mały pokój w jednostce wojskowej na obrzeżach etiopskiej stolicy rozświetlała jedynie lampa ustawionego w głębi projektora filmowego Bell & Howell. Pojawiające się na przeciwległej ścianie obrazy przedstawiały kolejki skulonych na piachu, wychudzonych matek z dziećmi w objęciach, starców o twarzach pokrytych muchami, wszyscy z półotwartymi w grymasie bólu ustami. Ciszę wypełniał spokojny ton głosu lektora z brytyjskim akcentem oraz równomierny, cichy warkot maszyny, w tym momencie przybierający na prędkości zwiastując nadchodzący koniec 16-milimetrowej taśmy filmowej. Po chwili na ścianie pojawiło się logo Thames Television i lampa zgasła spowijając pokój w ciemnościach. Czytaj dalej

Butelki wypełnione krwią


Słynne w Etiopii zdjęcie przedstawiające młodego podpułkownika Megistu, przywódcę komunistycznej Partii Roborniczej i późniejszego prezydenta, rzucającego butelkę wypełnioną krwią w tłum protestujących co miało być wymownym symbolem zwiastującym zbliżającą się rzeź pół miliona opozycjonistów podczas tzw. „Czerwonego Terroru”. Czytaj dalej

Czarni biało-czerwoni

Ku przestrodze.

Różnie toczą się losy emerytowanych piłkarzy. Marcin po zakończeniu kariery ściąga haracze z kobiet za handel czatem na dworcu w Dżidżidze we wschodniej Etiopii przy granicy z Somalią.

Pamiętajmy jednak, że nie każdy miał tyle szczęścia. Mógł przecież skończyć jak jego brat Michał, komentując starania polskich klubów w eliminacjach Ligi Mistrzów, zamknięty całe dnie w ciasnej kabinie z Dariuszem Szpakowskim. Czytaj dalej