W lobby jednego hotelu w Addis Abebie poznałem Kiyu, Koreańczyka, z wielką walizą i jeszcze większą lustrzanką przemierzającego niestrudzenie niebezpieczne korytarze międzynarodowych afrykańskich hoteli. Obaj nabraliśmy ochoty na zachodnie żarcie więc wybraliśmy się do pobliskiej knajpy na burgery (mój kolejny głupi pomysł).
Czekając na zamówienie przysiada się do nas jakiś koleś w dredach. Mówi, że pracuje w naszym hotelu (jasne), że już nas tam widział (aha) i że może nam załatwić wszystko aby umilić pobyt. Wymiana pieniędzy, wynajem samochodu, dziewczynki, wycieczki, no zaraz nam tu chyba zatańczy. Od razu wiem jaki to typ człowieka i już mam mu delikatnie kazać spierdalać ale Kiyu daje z nim w gadkę, że o jaki Etiopia to wspaniały kraj, cudowni ludzie, jakie i po ile ma te wycieczki. Nie dam rady tego słuchać więc wychodzę do kibla.
Po powrocie burgery już czekają, naciągacz gdzieś zniknął. Siadam, pytam się gdzie nasz afrykański kolega i odgryzam kawał buły. Poszedł wymienić pieniądze. W tym momencie przestaję na chwilę rzuć. Jak to? A, wiesz, okazał się na tyle miły, że nie chciał nam przeszkadzać w obiedzie i zaraz mi tu przyniesie wymienione 50 dolarów po dobrym kursie.
Ze śmiechu aż się zakrztusiłem tym kotletem z hieny trzeciej kategorii. I jak tu nie kochać tych poczciwych Koreańczyków :)
Instagram | Pozostałe anegdoty