W 1935 roku, po agresji ówczesnego Zjednoczonego Królestwa Włoch na Cesarstwo Etiopii, to pierwsze zażądało od Ligi Narodów międzynarodowego uznania włączenia Abisynii do Włoskiej Afryki Wschodniej, ośmieszając przy tym instytucjonalność poprzedniczki ONZ-u. 5 państw odmówiło zgody: Haiti, Nowa Zelandia, Stany Zjednoczone, Związek Radziecki oraz Meksyk. Ten ostatni, idąc na znak protestu jeszcze dalej, w ramach solidarności z narodem etiopskim nadał jednemu z placów w swojej stolicy nazwę Plaza Etiopía (obecnie również pobliska stacja metra Etiopía/Plaza de la Transparencia).
20 lat później cesarz Hajle Sellasje odwiedził Meksyk podczas jednej ze swych zagranicznych podróży, i wzruszony okazaną solidarnością postanowił odwdzięczyć się przemianowaniem jednego z centralnych placów w swoim kraju na cześć dalekiego, bratniego kraju (obecnie również stacja kolei miejskiej na przebiegającej ponad estakadzie).
I tak oto powstał Plac Meksykański (Mexico Square) w Addis Abebie.
Po którym spacerów nie polecam.
Przemierzając afrykańskie kraje widziałem wiele przerażających rzeczy. Koncert Mandaryny czy zdjęcie Tomasza Karolaka bez koszulki. „Meksyk” jednak przyciąga chyba najbardziej powykręcane ludzkie istoty z tej części Afryki. Kalectwo, amputacje, upośledzenia, choroby skóry, trąd, Łukasz Jakóbiak. Przyzwyczajeni do cierpień żywota leżą w łachmanach pod betonowymi blokami okalającymi rondo placu, błagając o jałmużnę niczym polscy youtuberzy. Ostatnio natknąłem się na żebrzącego człowieka-zapałkę, zupełnie pozbawionego twarzy. Aż mi się, nomen omen, czarno przed oczami zrobiło.
Instagram | Pozostałe anegdoty