Skradzione perły Afryki

Jadąc zatłoczonym miejskim mikrobusem przez dzielnicę Bole nieopodal lotniska w Addis Abebie spoglądam przez okno próbując zlokalizować poszukiwany budynek.

– Zgubiłeś się?

Dopiero teraz zauważam siedzącą obok śliczną dziewczynę, musiała się dosiąść przed chwilą. Ma bursztynową skórę, jasną nawet jak na Etiopię, oraz burzę rozjaśnianych na końcach, spiętych z tyłu miodowych loków.

– Zapomniałaś dodać „farandżi” (biały, obcokrajowiec).

Uśmiecha się. Czytaj dalej

Co skrywają etiopskie gacie

Metema, etiopska wioska przy granicy z Sudanem, 5 rano. Wsiadam do minivana jadącego do Gondaru, stolicy stanu Amhara. Spałem dwie godziny, na szczęście, jak mi się wtedy wydaje, udaje mi się wywalczyć miejsce z przodu, obok kierowcy.

Suniemy wąską krętą drogą, słońce powoli wyłania się spośród kurzu i źdźbeł słoniowej trawy. Szofer w pewnym momencie przesuwa niedbale leżące na desce rozdzielczej złożone spodnie w moją stronę i gestem prosi abym włożył do leżącego na siedzeniu mojego podręcznego plecaka. Ze zmęczenia mam zwoje mózgowe jak Marian Kowalski, gacie nie wyglądają jak litr spirytusu, może zasłaniają mu widoczność czy coś, wrzucam więc do plecaka i zapominam.
Czytaj dalej

Fetysz na fetasz

Ricardo Kapuściński opisywał w „Cesarzu” mechanizm tzw. „fetaszy” występujący w Etiopii po obaleniu rządów Hajle Selasje, czyli proces ciągłego zatrzymywania podróżnych w poszukiwaniu w sumie to niewiadomo do końca czego (prawdopodobnie dowodów na współpracę z dworem cesarza). Czytaj dalej

Po co w Togo użyna się łby psom

W komentarzach do poprzedniego opowiadania „Granica” jeden z czytelników zainteresowany tematyką Toga odszukał ciekawą galerię i zapytał, o co chodzi z powtarzającymi się na zdjęciach częściami ciał martwych zwierząt. Odpowiedź jest prosta i dwusylabowa: voodoo.

Pewnego popołudnia szwendając się po plaży gdzieś we wschodnim Togo (chociaż trudno mówić o stronach świata w kraju o kształcie parówki), podszedł do mnie starzec i spytał, czy nie chciałbym zobaczyć świątyni voodoo. Dziadek, pytasz księdza czy na tacę zbiera. Czytaj dalej

Noc w celi

Akra, Ghana, listopad 2011.

Aby dostać się do stolicy z małej wioski przy granicy z Wybrzeżem Kości Słoniowej muszę wstać przed 4 rano. Potem dwie przesiadki, trzy autobusy i koło południa jestem na wielkim piaszczystym placu w centrum Akry z którego odjeżdżają rozklekotane minibusy do ostatniej wioski przed przejściem granicznym z Togo. Siedzę w jednym z gruchotów i patrzę jak powoli zapełnia się po brzegi. W tej części Afryki nie ma pustych miejsc.

Po paru godzinach stoimy w korku na wylotówce z Akry. Jest upał, skwar, w morzu jeżdżących wraków opary gęstych spalin mieszają się z uporczywymi klaksonami i wrzaskami kierowców tworząc ciężki afrykański koktajl zapieczony pod rozgrzaną żarówą popołudniowego słońca. Pomiędzy autami krążą kobiety z wypełnionymi owocami misami na głowach oraz młodzi faceci obwieszeni tym, co każdemu stojącemu w korku pod afrykańską stolicą jest najbardziej potrzebne: plastikowe zabawki, chińskie gierki, świecidełka. Przesuwane drzwi gruchota nie zamykają się nawet na chwilę, co raz jakiś autokrążca prezentuje zalety swoich zapalniczek i sznurowadeł. Czytaj dalej