Rankiem wybrałem się na czarny rynek w Addis Abebie aby wymienić hehe pieniążki.
Długo nie musiałem czekać, już po chwili słyszę za uchem „czincz czincz” niczym Joanna Schmidt sprośności od Ryszarda Petru na sali sejmowej. Młody chłopak, srebrny ząb, okularki Bolce Kabana, koszula w prążek. Co i po ile. Dolar 31 birr, euro 38. Całkiem nieźle, w banku odpowiednio 26 i 31. Mówię, że sprzedam „fyfty” tego drugiego. Nie ma problemu maj frend, you are my brother from another mother (chyba muszę poważnie porozmawiać ze swoim ojcem), już robimy interes.
Chłopak wyjmuje papugę pieniędzy i ku mojemu zdziwieniu odlicza 3800 birr wręczając mi do ręki. Przeliczam jeszcze raz. No trzy tysiące osiemset jak nic! Z zaciekawieniem chowam plik do jednej kieszeni i wyjmuję banknot 50-eurowy z drugiej. Cinkciarz łapie euroszekle, ogląda szybko z dwóch stron, całuje i chowa do kiermany. Zbijamy pionę i chłopak wraca do swoich codziennych obowiązków czyli siedzenia na krawężniku z kumplami i czyszczenia zębów patykiem.
Stoję jak wryty. Nie mogę w to uwierzyć, cinkciarz nie umiejący liczyć to przecież jak taryfiarz bez wąsów. Odchodzę parę kroków – ten dalej siedzi niewzruszony, zdaje się zapomniał już o całej sprawie.
W tym momencie objawia mi się duch Jarosława Kuźniara w złotej aureoli szepcząc, abym potraktował to jako wyrównanie rachunku z narodem etiopskim za te wszystkie przepłaty, „farandżi prajs”, i brał nogi za pas. Wiem jednak, że będę o tym później myślał cały dzień jak Korwin o Hitlerze, a na samą myśl telepania się tutaj z powrotem przez pół miasta i szukania go w tym śmierdzącym tłumie mi się odechciewa. Cinkciarze nie narzekają na brak pieniędzy, ale 50 euro to jednak nie jest mało, szczególnie w Afryce, a chłopak pewnie też nie biega dla siebie tylko dla jakichś gangusów.
Podchodzę zatem do grupki, klepię gościa w plecy, odliczam z pliku 1900 i wciskając mu do ręki zaczynam się drzeć: „Chłopie! No do kurwy nędzy, czy ty chodziłeś do jebanej szkoły?!”. Próbuję odgrywać rolę księdza Międlara z ambony ale od razu zaczynam się chichrać na swój nazbyt optymizm zawarty w wypowiedzianym zdaniu.
Chłopak podnosi okulary, wybałusza gały i obejmuje mnie ręką kładąc czoło na ramię. W tym momencie przechodzę do historii antropologii jako odkrywca rzadko występującego w naturze zjawiska opisywanego jako „blady murzyn”. Tuż obok nas facet sprzedaje rozłożoną na kocu elektroniczną chińszczyznę, więc żeby nadać sytuacji jeszcze większego komizmu chwytam kalkulatorek i wkładam chłopakowi do kieszonki koszuli na co jego kumple wybuchają śmiechem.
Odchodzę żwawym krokiem, zadowolony z siebie, dumny, z połechtanym ego, uśmieszkiem, podniesioną głową i wypiętą piersią, machając na boki zaciśniętymi pięściami wyglądam jak Jarosław Kaczyński śpieszący na potrzeb Donalda Tuska.
Instagram | Pozostałe anegdoty